na zło pozwolenia już nie ma

na zło pozwolenia już nie ma

2012/10/30

gdzie król chadza piechotą a królowa zamiata ulice

Pisanie tutaj i teraz o zimie oraz wszelkich jej oznakach jest rzeczą nieodpowiednią. Dlaczego? Miesiąc jesieni i pięć zimy ma się nijak do proporcji, jakich uczyli mnie w gimnazjum na lekcjach przyrody. Poza tym, nie chcę rozpamiętywać tych kilku samotnych, zimnych godzin na przystanku w oczekiwaniu na autobus, który z dumą przejechał tuż obok mnie.
Cóż... bywa i tak, dlatego przy ciepłej (z konieczności wręcz gorącej ) herbacie przejrzałam całe archiwum. Znalazłam coś, jeszcze w klimacie jesieni, co wspominam bardzo mile.

Chęciny


2012/10/14

czarodziejski flet i ziomale

Dawno, dawno temu, za siedmioma rzekami i ośnieżonymi górami, pośród wysokich budowli i przy ruchliwym skrzyżowaniu było miejsce magiczne, w którym schronienie przed okrutną monotonią, szerzącą się po całym świecie, mógł znaleźć każdy. Niestety, monotonia była już tak potężna, że została niewielka grupka osób, pragnąca doświadczyć zmian. Tą niewielką grupką były ... dzieci! Z monotonią na co dzień walczyły kolorowymi kredkami i nigdy nie mogącymi się dać ułożyć puzzlami, a co niedzielę przychodzili do owego magicznego miejsca, by potężni królowie i mądre królowe nauczyli ich jak przeciwstawić się monotonii...

Tak mniej więcej zaczynałaby się moja bajka o magicznych instrumentach i magicznym miejscu - Filharmonii, gdzie dziś grałam koncert dla dzieciaczków, pragnących zabić wszechobecną monotonię.A że byłam bardziej zajęta graniem, zafunduję Wam tylko backstage'owe zdjęcia.




A z okazji 14.10 - owocnego szerzenia pozytywnych rzeczy w szkole drodzy Nauczyciele!

2012/10/01

marchewkobranie

Nie należę do osób, które zakładają rękawice, łapią za grabie, widły lub inne ogrodnicze ( bardziej lub mniej przydatne ) narzędzia i idą do ogrodu, by całe swoje siły skumulować na wbiciu łopaty w ziemię by wydobyć dorodnego ziemniaka.  Jestem raczej osobnikiem z trzeciego rzędu konsumenckiego, który nabywa towar, rozprowadzany przez osobniki drugiego rzędu i pochłania je w ilościach wręcz nie do pomyślenia. A jednak. Dziś, to ja zmieniłam się w ogrodnika i razem z kotem-nie-pomocnikiem zabrałam się za wykopywanie marchwi. Większy ubaw miał chyba kot niż ja, łapiąc w locie wyrzucane marchewki. Dorodne, duże i marchewkowe!


Inwestycja w marchewki jest najlepszą inwestycją świata.