na zło pozwolenia już nie ma

na zło pozwolenia już nie ma

2016/08/01

ptaki przestały fruwać o piątej zero zero

Poszłam dziś na miasto. Ot, bo receptę trzeba było w końcu zrealizować. Słońce było genialne, typowo sierpniowe, zachęcało do dłuższego spaceru. Skorzystałam. Zahaczyłam beznamiętnie o jakiś niszowy ciucholand - kolejne bezsensownie wydane pieniądze. Na rynku kręciło się sporo ludzi. Chyba wracali z pracy, w końcu było grubo po godzinie 16. Pod drzewami siedzieli "pokemoniarze". Dzieci wbiegały w tryskającą wodę. Jakaś pani zgrabiała pierwsze pożółkłe liście z pobliskiego drzewa. Delikatne porywy wiatru targały zawieszonymi na latarniach flagami. Idąc dalej, mignął mi jakiś pan na ławce. Pewnie odpoczywał, w końcu miał już swoje lata. Zatrzymałam się na chwilę. Na minutę. Potem wróciłam do domu.

Tylko, że to wcale nie był tak piękny dzień.

Nie przez to, że słońce świeciło zbyt mocno. Nie przez to, że pani grabiąc liście wykonywała tylko swoją pracę. I nie przez to, że ten starszy pan, który siedział zmęczony na ławce, z biało czerwoną opaska na ramieniu i kilkoma odznakami na piersi, wstał o godzinie 17.00 i z zadumą patrzył w niebo.

Tylko jedna minuta, jeden gest. Wstać, zatrzymać się. Tak jak zrobiło to kilkoro ludzi. Tylko kilkoro. Może wiedzieli, że tak trzeba. A może zatrzymali się z ciekawości. Z oddali echo niosło dźwięk syreny. Kiedy tak stałam, widziałam kątem oka moich rówieśników. Nie, chyba jednak byli trochę młodsi ode mnie. Siedzieli na murku i wpatrywali się we mnie. Dziwaczka. Stanęła na środku ulicy. To na prawdę bardzo niewiele. Po prostu zatrzymać się. Te 60 sekund było dla mnie tym, co dla katolików uczynienie znaku krzyża , czym dla sąsiada jest "dzień dobry", czym jest salwa honorowa dla poległego na froncie. To po prostu oddanie szacunku.

Poległym Powstańcom warszawskim.


#godzinaW #warsawuprising