na zło pozwolenia już nie ma

na zło pozwolenia już nie ma

2017/01/11

nie polubię cię, jak powiedzieć prościej?

Z tego miejsca, nim czarne litery pochłoną swym jadem niewinną biel "papieru", pragnę zaznaczyć, że żadnym psychologiem (lub psycholożką, jeśli ktoś lubi odmieniać) nie jestem. W naturę drugiego człowieka przez głowę nie wchodzę i pieniędzy za to nie pobieram. Ale cogito ergo sum, więc pewne rzeczy dostrzegam, analizuję, wyciągam wnioski i wrzucam na twardy dysk. Te wnioski wyciągnęłam po jednym (na dodatek własnym) komentarzu w mediach społecznościowych. Co wcale nie oznacza, że ten problem dotyczy tylko mnie i tylko tej konkretnej sprawy. 
O krytykę poszło. No cóż, temat śliski, ale że żaden znany mi podręcznik nie wyjaśnia czym tak naprawdę krytyka jest i jakie są jej nieprzekraczalne granice, postanowiłam podzielić się moimi spostrzeżeniami.

Na początku chciałabym odseparować od tej nieszczęsnej 'krytyki' takie określenia jak 'bezczelność', 'arogancja', 'perfidia'. 'tupet' i moja ulubiona - 'pycha'. Te wyrażenia z krytyką nic wspólnego nie mają, a przynajmniej nie powinny mieć, jeśli krytykujący ma na uwadze dobro jednej osoby lub ogółu. Ciężko jest jednak tak skonstruować wypowiedź, aby wydźwięk nie przyniósł odwrotnego efektu. Na szkoleniach z zakresu zachowań interpersonalnych podaje się bardzo dobry przykład na wykorzystanie krytyki, która nie zrani, a zmotywuje do poprawy. Kanapka. W "kanapce" chodzi o to, by przed i po wypowiedzi zawierającej krytykę, powiedzieć coś pozytywnego (co oczywiście jest prawdą i ma uzasadnione podstawy w rzeczywistości - bajki w grę nie wchodzą).
Nie każdy jednak będzie potrafił tak skomponować swoją 'kanapkę', aby dało się ją ugryźć. Są za to inne alternatywy. Przede wszystkim wejdź w skórę osoby, której zwracasz uwagę. Co chciałbyś usłyszeć? Jakie słowa? Wytłumaczenie problemu w kilku zdaniach czy jedną wyraźną sentencję? Jakby nie patrzeć, wszyscy posiadamy jakieś emocje i uczucia, które nomen omen, są najkruchsze i najmniej trwalsze z całego naszego ciała, dlatego przy tak mocnym ostrzale, jakim jest krytyka wybierzmy jak najmniejszy kaliber.

Problem polega również na odbiorze przez drugą osobę. Nie bez kozery mówi się, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Tak też jest z krytyką. Inaczej odbieramy ją od osób - autorytetów, inaczej od kogoś kto nie zna się kompletnie na dziedzinie, którą krytykuje, a jeszcze inaczej od kolegów/koleżanek po fachu. Ale nawet pomimo braków lub kompletnej niewiedzy osoby, od której słyszymy słowa krytyki czasem warto się zastanowić, czy jest w tym jakieś ziarnko prawdy. 

Jak więc powinna wyglądać wypowiedź zawierającą krytykę? Być po prostu obiektywną opinią. Pozbawioną negatywnych słów i emocji. Stwierdzeniem faktu.
Jak powinniśmy odbierać krytykę? Z szacunkiem i wdzięcznością. Zdziwieni? Tak, z wdzięcznością. Odpowiednia krytyka wymaga odwagi oraz niesie ze sobą dobre intencje krytykującego. Ma na celu wyeliminowanie błędu, poprawienie jakości danej dziedziny, a niekiedy sprowadza na ziemię. Szczególnie tych zbyt pewnych siebie i ślepych na prawdę. A tym trudniejsze jest słuchanie krytyki, im bardziej żyjemy w wiecie komplementów i słodzenia.

2017/01/06

że cię nie opuszczę aż do spłaty kredytu vol. 3

Moja najulubieńsza część cyklu czyli srele - duperele. Będzie o kwiatach, zaproszeniach, dekoracjach i innych małych pipidówkach, które zauważają tylko panny młode, za to nikt z gości (jeśli jest już wódka na stole). 
Oczywiście jest dużo łatwiej, jeśli od dawien dawna mamy wizję naszego wesela i zgłaszamy się do profesjonalistów, tzw wedding planerów, ale wiąże się to z dość sporym kosztem. No dam sobie uciąć rękę, że każda panna młoda ma koleżanki lub przyjaciółki, które pomogą jej w przygotowaniach. Dwie, no dobra, trzy kobietki do pomocy i żadna planerka nie powstydziłaby się dekoracji.Chodzi Wam już po głowie styl lub motyw przewodni? Super. W pierwszej kolejności czas na zaproszenia.
*                   *                 *
Tanie zaproszenia wcale nie muszą być tandetne, ozdobione kilogramami brokatu i miziającymi się łabędziami lub gołębiami. Wystarczy wstukać w wujka G. magiczne hasła jak drukarnia i zaproszenia ślubne, a na pewno wyskoczy kilka propozycji w Waszym mieście. Możecie skorzystać z oferty gotowych zaproszeń, przygotowanych przez daną firmę, lub spróbować zaprojektować swoje. I spokojnie, poradzicie sobie. Trudniejsze od projektowania jest obliczanie w Excelu powierzchni podwórka 3x2. Wystarczy Word i kilka grafik znalezionych w odmętach internetu (osobiście polecam Pinteresta). Gotowe, zanosimy do drukarni,a  tam martwimy się już tylko o uregulowanie rachunku. W zależności od liczby zaproszeń (i dodatków), ilości koloru oraz wielkości, i oczywiście drukarni (bo drukarnia drukarni nie równa) zapłacicie od 50-150 złotych. Moją osobę pociągnęło po kieszeni 60-oma złotymi. 
Jeśli zaś nie drukarnia, rękodzieło nadal wzbudza powszechne 'ochy' i 'achy'. Wystarczy zaopatrzyć się w dobrą ryzę papieru, kredki, farby, mazaki, pastele. No co nam w duszy gra. Jestem przekonana, że takimi hand made zaproszeniami zrobicie furorę wśród gości, którzy nie będa mogli sie doczekać co też przygotujecie w dzień wesela. 
*                    *                 *
Pora rozprawić się teraz z kwiatami. Tak, wiem. W kwiaciarni za jedną różę czasami liczą sobie dziesiątkę, a Wy macie przecież do udekorowania całą salę. I kościół. I bukiety. I coś w domu by wypadało tez postawić. 'No to pięknie, budżet leży' pomyślicie, ale od czego są hurtownie, albo jeśli zdecydowaliście się na ślub w okresie wiosenno-letnim, także i łąka. I nie rzucajcie się od razu na najdroższą odmianę tulipanów, bo przecież nikt na kwiatek patrząc nie zgadnie czy kosztował 3 czy 30 złotych. Chyba, że przyczepicie do niego winietkę z ceną. Polne kwiaty świetnie sprawdzą się na weselach w stylu rustykalnym, bohemian, vintage czy whimsical. I choć na kwiaty wydacie sporo, nie ma sensu zatrudniać dodatkowo florystki. Wystarczy wasza nietuzinkowa wyobraźnia i ... kolorowe wazony, słoiki, butelki.
Bądźcie odważni, a przy okazji eko. Jeśli mieszkacie blisko lasu, możecie dorzucić trochę zielonych gałązek. Bukiety również nie musza ociekać przepychem. Naturalna panna młoda to piękna panna młoda, która wcale nie potrzebuje bukietu za 200 złotych. Chabry, rumianek, bukszpan, paproć i niezapominajki dadzą radę. Poza tym, legenda głosi, że kiedy pokaże się dno w pierwszej butelce po wódce, nikt na kwiaty już nie zwraca uwagi. 
*                     *                   *
Z dekoracjami jest już łatwiej. Chyba. Teoretycznie kwiaty na stołach robią swoje kolorowe zadanie, ale dekoracje w niczym im nie ustępują. Weźmy takie winietki dla gości. Możemy umieścić na nich motyw, którego użyliśmy na zaproszeniu. W babeczki wcisnąć wykałaczki z obrazkami. Jakąś ramkę z Pepco za 7,99 i napisem, że słodkie życie, czy słodki stół. No cokolwiek, co wpasuje się w tematykę wesela. Możliwości jest wiele. Do tego rekwizyty do fotobudki. Artystyczna dusza i sprytne ręce poradzą sobie z wykonaniem ich samodzielnie, leniuszki zamówią na Allegro za grosze. A jeśli chcesz trochę romantyzmu, wygrzeb ze strychu lampki choinkowe i udekoruj nimi ściany. Gałązki, liście, pióra, papierowe wachlarze, wstążki. To wszystko jest za darmo lub prawie darmo dostępne wokół nas. Wystarczy się tylko rozejrzeć. 
*                     *                    *
Także podziękowania dla gości weselnych nie muszą przewyższać ceny całego wesela. Wystarczy drobny upominek w stylu długopisu z Waszymi imionami, nasion kwiatków w papierowej torebce lub lizaka w kształcie serca z dołączonym 'dziękujemy' gdzieś przy patyku. 


c.d.n ......