Dieta? Najlepsza dieta to ta, po której czujemy się szczęśliwi, a nasz organizm nasycony. Dlatego włoska kuchnia to jest to, co podwyższa poziom endorfin, a jednocześnie daje poczucie sytości. Niemniej jednak do typowego Bartolini Bartłomieja herbu Zielona Pietruszka jeszcze mi daleko. Ale próbować i doszkalać swój warsztat trzeba zawsze, szczególnie w porze obiadu. Dlatego jeśli nie macie pomysłu na dzisiejszy obiad, lub Wasz mężczyzna domaga się czegoś innego niż pomidorowa, trzeci dzień z rzędu, wykorzystajcie tani i szybki patent na głód - spaghetti carbonara!
porcja na 2 osoby średni czas przygotowania: 25 minut
~ makaron tagliatelle (lub wstęgi) ok. 250-300 gram
~ boczek ok. 200 gram
~ czosnek 1 ząbek
~ śmietana
~ jajka (żółtka) 2-3 sztuki
~ ser parmezan ok. 300 gram
~ nać pietruszki
~ przyprawy do smaku
Boczek pocięty w kostkę podsmażyć na patelni. Dodać pokrojoną w kostkę cebulę i posiekany czosnek. Ser posiekać lub zetrzeć na tarce, wrzucić do większej miski. Do sera dodać 2 lub 3 żółtka jaj (w zależności, jaką konsystencję sosu chcecie), a następnie 2-3 duże łyżki śmietany. Wszystko dokładnie wymieszać se sobą. Kiedy produkty na patelni zmienią swoje parametry na 'jadalne' dodać ser z pozostałymi składnikami. Przyprawić. Zmniejszyć ogień i intensywnie mieszać, by jajko nie ścięło się i nie wyszła z tego jajecznica. Dodać ugotowany makaron, mieszać, aż sos połączy się z makaronem. Voilà! Tak zrobione danie przełożyć na płaskie talerze, udekorować kilkoma listkami pietruszki i wcinać bez opamiętania.
Podobno podróże kształcą. Ta, którą odbyłam z mężem nauczyła nas jednego - nie wrzucać papieru toaletowego do muszli. To tylko jedna z wielu pułapek, które czyhają na Was jak koty na Cyprze.
Cypr to niewielka (w porównaniu do Madagaskaru) wyspa na Morzu Śródziemnym, więc jedynymi środkami transportu, aby tu dotrzeć są samolot i prom. Polecam to pierwsze - szybciej, mniejsze ryzyko wystąpienia choroby morskiej, a widoki są warte każdej złotówki. Klimat? Krótko, zwięźle i na temat - jest gorąco, dlatego bez kremów z filtrami minimum 15 SPF się nie obejdzie. Nie wspomnę już o nakryciach głowy i lansiarskich okularach. To jest podstawa każdego porządnego turysty. Zanim jednak spakujecie walizki i pognacie w daleki świat, kilka wskazówek i zdjęć na zachętę.
Miejsce : Pafos.
Cypryjskie uniwersum w pigułce:
Paszport. Wybierając się na Cypr z zamiarem zwiedzania go wzdłuż i wszerz, nie obejdziecie się bez paszportu. Cypr Północny jest częścią turecką, gdzie wstęp jest tylko za okazaniem właśnie tego dokumentu. Dodatkowo, granicę między tymi dwoma terytoriami można przekraczać tylko w wyznaczonych punktach.
Droga. Panie i panowie, jeśli myśleliście, że ruch lewostronny to tylko wybryk anglikańskiej natury, jesteście w błędzie. Początki, są trudne, ale po kilku wizytach w mieście można się przestawić na "prawo-lewo-prawo".
Kierowcy. Pozostając w temacie samochodów, tutejsi kierowcy mają to do siebie, że lubią przepuszczać pieszych. Nie tylko na wyznaczonych przejściach. Jednak ostrożności mimo wszystko nie zaszkodzi.
Toalety. Większość publicznych toalet jest bezpłatna. Jednak jak już wspomniałam - wyrzucanie papierów toaletowych do kibelka wzbronione.
Plaże. Momentami może się wydawać, że jakaś plaża usytuowana blisko ***** hotelu jest ich własnością (stoją tam parasole, leżaki, nierzadko bar). To tylko pozory, bo wszystkie plaże na Cyprze są publiczne. Leżaki i parasole są płatne (w zależności od miejsca, od 2 € do 7 €).
Insekty. To nie Australia, żeby jakieś tarantule nam właziły do butów, ale mrówki w hotelach są często spotykane. Komary rzadziej, w porównaniu z Polską - prawie ich tam nie ma.
Koty. Nie zdziwcie się, jeśli siedząc w restauracji i jedząc mussakę na krześle obok rozłoży się kot. Są dosłownie wszędzie, ale nie są natarczywe. I do tego rasowe...
Język. Obowiązującym językiem urzędowym jest grecki, ale Cypryjczycy, szczególnie ci nastawieni na zarobek na biednym Europejczyku mówią komunikatywnie po angielsku. I po rosyjsku.
Zakupy. Jedzenie w sklepach cenowo można porównać do polskiego. Choć zdarzą się droższe perełki, to te tańsze, jak piwo czy słodycze, równoważą bilans gotówkowy.
Jedzenie. W restauracjach czy tawernach, do których z ulicy zapraszają właściciele, ceny zaczynają się od 20 złotych w górę. I mówię tu o menu dla dzieci. :) Ich kuchnia jest raczej nastawiona na turystę, dlatego z tradycyjnych potraw cypryjskich można zjeść turecką mussakę, włoską pizzę lub japońskie sushi.
Komunikacja. Autobusy są klimatyzowane i zatrzymują się tylko na przystankach, na których stoją ludzie. Machanie ręką jest sygnałem dla kierowcy o naszym zamiarze podróży. Wsiadanie odbywa się przednimi drzwiami, gdzie uiszcza się również opłatę (1,50 €), zaś wysiadanie tylnymi. Kierowcy są bardzo punktualni.
Zabytki. Większość z nich jest bezpłatna, ale wejście do niektórych kościołów i obiektów sakralnych wymaga założenia odpowiedniego ubrania (głównie zakrycie ramion i kolan).
Słodkości. Nie ukrywam, jestem wielkim smakoszem słodyczy. Ale poziom glukozy po zjedzeniu cypryjskich smakołyków wzrasta ponad normę. Jest mega słodko!
Z innych ciekawostek, tak między nami Polakami, na Cyprze można kupić Lay's o smaku soli i octu, bazylii (albo oregano) i octu oraz krewetek. Z octem jedliśmy też kebaba wieprzowego. Tego nie polecam. Polecam za to kebaba z jagnięciny - palce lizać.
Czy obierzecie właśnie ten kierunek, i to miasto? Nie wiem. Wiem jednak, że głupotą by było nie przylecieć na zimne Keo z halloumi czy mezes.