Od trzech lat, kiedy zbliża się
luty, myślami jestem gdzieś w szafie między sukienkami (tak, ja też chodzę w
sukienkach) a koszulami, lub stepuje po bezkresnych terenach polskiej i
zagranicznej blogowej sawanny, i za nic mam ten siedemnastocentymetrowy stos
książek, który z każdy dniem wzrasta. I maleć mu się nie uśmiecha. Cóż
poradzić, w końcu to sesja. Korzystając jednak z przywileju udzielania dobrych
rady, ja Anna od czekoladowych ciastek i puzonu w futerale mówię Wam, w tym
stosie książek, który na pewno urósł i w Waszych pokojach jest dużo mądrości.
No dobra, naśladując greckich filozofów sama sobie rzucam pod nogi sentencję ad rem i wracam do tematu, chociaż we wstępie daleko od niego nie odbiegłam.
No dobra, naśladując greckich filozofów sama sobie rzucam pod nogi sentencję ad rem i wracam do tematu, chociaż we wstępie daleko od niego nie odbiegłam.
Książki. Mam ostatnio wrażenie,
że jest to byt całkowicie znienawidzony przez młode pokolenie polaków. Księgarnie
świeciłyby pustkami, gdyby nie regały zawalone od książek i innych papierowych
koh-i-noorów. Ale przecież ich miejsce nie jest w księgarniach, tudzież w
bibliotekach. Co się więc, do licha, dzieje? Do czytania zraziła Was jakaś
epidemia kwasu siarkowego na stronach czy uwierzyliście, że mole książkowe istnieją
na prawdę i zjadają każdego po pierwszym rozdziale? Z tego miejsca pragnę
ogłosić smutną wiadomość, iż mole książkowe są na wymarciu. Cytując będącą
aktualnie na topie minister Bieńkowską, „sorry, taki mamy klimat, no niestety” i mole wymierają.
Know-how nadgryzionego
jabłuszka ruguje tradycyjne wlepianie oczu w pożółkłe już kartki papieru,
zaciąganie się zapachem świeżyzny z wydawnictwa. Z czasem dojdzie do tego, że
podczas wizyty u okulisty będą nam pokazywać rysunki lub zdjęcia z popularnych
filmów i seriali, bo nie będziemy w stanie zorientować się czy to „coś” na
ekranie to „K” czy „R”. Nie chcę się bawić w cygankę z ulicy Sienkiewicza i
wróżyć Wam takiej przyszłości, ale brutalna prawda w oczy zacznie kłóć, i to
dosłownie, jeśli nie zmienimy swojego nastawienia do inkunabułów.
Powyższa
fotografia przedstawia przykład pisma obrazkowego, zapożyczonego od
ludów mezopotamskich, a przyjętego na salony okulistyczne.
Swoją drogą ciekawi mnie czy
oglądanie filmów rozwija wyobraźnię na takim samym levelu jak czytanie książek.
Biały ekran podaje nam wszystko jak na tacy, a my, pazerne społeczeństwo upychamy to po kieszeniach eleganckich
płaszczy i kiedy tylko skończy się sezon odwieszamy do szafy, by po roku go wyjąć
i zmiętolone ochłapy z kieszeni wyrzucić
do kosza, wcześniej jednak porzygać się tęczą na widok kinowej imaginacji. W sumie taki porzyg kosztowałby
dwadzieścia złotych, nie więcej. Chyba, że bilety ulgowe zdrożały. Za tyle
samo, może i ciut mniej jak się złapie odpowiednią promocję za rękę, moglibyśmy
oszczędzić sobie kolorowych wymiocin i przeżywać literackie orgazmy za każdym razem
kiedy sięgniemy ręką na półkę. To chyba intratna propozycja, zważając na
wszechobecny kryzys.
Jeśli zdecydujecie się na taki deal,
poniżej zamieszczam adresy przyzwoitych (czyt. tanich) księgarni w Kielcach.
- Księgarnia TAK CZYTAM ul. H. Sienkiewicza 56, czynne pon.-pt. 9:30-18, sob. 10-14:30
- Księgarnia TAK CZYTAM ul. H. Sienkiewicza 74, czynne pon.-pt. 9:30-18, sob. 9:30-14
- Księgarnia MATRAS Galeria Korona ul. Warszawska 26, czynne w godzinach otwarcia galerii
- Księgarnia MATRAS Galeria Echo ul. Świętokrzyska 20,czynne w godzinach otwarcia galerii
Poza tym, nawet czytając
książkę kucharską można uruchomić wyobraźnię...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
pełna kulturka, proszę !